Moja wena i zapał do pracy poszedł sobie chyba gdzieś na dobre... Nie wiem co się stało. Nic mi nie wychodzi, niby pomysły jakieś tam się rodzą ale i tak mi się nic nie podoba i wszystkie projekty lądują w koszu. Więcej pruję niż szyję, zaczęłam też "niszczyć" zalegające prace, żeby mnie nie blokowały, i nic... nic nie pomaga, nawet zakupy. Wczoraj wieczorem wróciłam do mojego ostatniego sprawdzonego sposobu na powrót weny - czyli porządki w pracowni. Poukładałam na nowo pudełka i w pudełkach, na półkach, na biurku i w biurku, wzięłam się w końcu za polerowanie i układanie labradorytów bo one to ponoć kreatywność budzą... Przy setnym labku stwierdzam mimochodem na głos "No qrcze nie mieszczą mi się tu wszystkie..." Na co małżonek z fotela się odzywa "To sprzedaj"... Musiałybyście zobaczyć moje szczere oburzenie w tym momencie i usłyszeć natychmiastową ripostę "Oszaaalaaaałeeeeś ?! Jak sprzedaj ?! Co to za pomysł ?! Przyjaciół się nie sprzedaje !"...