Nieszczęścia chadzają parami. No właśnie ... wbrew słowom starego porzekadła wcale nie chodzą parami. Odnośnie mojej skromnej osoby to mam wrażenie, że takie "przeciętne nieszczęście" doskonale zdaje sobie sprawę z tego że ja cholernie silna baba jestem i tak w pojedynkę czy nawet we dwójkę to mnie nie złamie. Więc czai się takie "nieszczęście" po cichu po kątach, że niby tak nic, że niby nie zainteresowane, a tak naprawdę to cierpliwie czeka na towarzyszy usypiając przy tym moją czujność. A jak już się ich (tych nieszczęść oczywiście) uzbiera średnich rozmiarów legion, to opracowawszy dziki plan działania na głośne HURAAAA !!!! fundują mi skomasowany atak. Jak już nieraz tu pisałam, nie lubię narzekać i się uzewnętrzniać z prywaty na blogu, jednakże w celu tłumaczenia się z braku jakiejkolwiek mojej tu obecności, trochę się powyzwierzam... ale niedużo :D Tak więc w ciągu ostatnich dwóch tygodni między innymi: Siostra, z którą prowadzimy razem firmę skaso...