Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2011

No to się pochwalę - mój pierwszy sutasz :)

Jak w tytule :D Uwaga będę się chwalić, choć z natury "cicha i skromna" jestem ;D Po wielu próbach, błędach, pruciach, kłuciach się igłą w palce itd... mam przyjemność pokazać pierwsze moje nadające się do pokazania sutaszowe eksperymenty. Długa droga przede mną do perfekcji, ale tylko trening czyni mistrza, więc nie próżnuję i w każdej wolnej chwili zszywam kolejne sznureczki. Muszę przyznać że się coraz bardziej zakochuję w tej technice. Zdjęcia nie najlepszej jakości, ale coś nie mogę dojść do porozumienia ze swoim aparatem. Jak uda mi się zrobić lepsze to będę podmieniać. Pierwsza praca - "Diabełki" Druga praca - "Jagódki" (natychmiast porwane i przywłaszczone przez Miśkę) I trzecia praca - Urodzinowe turkusiki dla siostry - Wszystkiego naj naj naj siostrzyczko :-)

"sutaszowy bajzlownik" nowa technika i brak odwagi

Od kliku miesięcy jestem zupełnie zaczarowana, oczarowana i roz-ach-och-owana nad biżuterią sutaszową. Jako, że ja stworzenie ciekawe nowości jestem i do robótek zawsze chętne postanowiłam nauczyć się również tej techniki wyrobu takich cudeniek. W poszukiwaniu jakichkolwiek informacji czy instrukcji na temat wykonywania tych arcydzieł przeglądnęłam chyba ze sto stron w internecie, ale niewiele się dowiedziałam. Tajemnica jest pilnie strzeżona, "przecieki" niewielkie, więc jak to najczęściej bywa trzeba postawić na samozaparcie, samonaukę i dochodzenie do celu po wielu próbach i błędach. Podjąwszy tą decyzję zakupy odpowiednie zrobiłam. W sznureczki, koraliki, nitki, żyłki się zaopatrzyłam. Wszystko to na stół nieśmiało wyłożyłam. :) Napatrzyłam się napatrzyłam na ten "bajzlownik" na stole, strzeliłam mu fotkę i do pudełka posprzątałam... Jakoś mimo ogromnych chęci po raz pierwszy odwagi mi brakło żeby zacząć. Dwa tygodnie się zbierałam żeby zacząć owijać i zszywać

Kuchenna Czarownica :)

Dawno mnie nie było na blogu (na swoim, bo inne czytam z namiętnością codziennie wieczorem ) Ale jak już wspominałam chwilowo cierpię na chroniczny brak czasu. Jednakże został mi już tylko jeden egzamin do zaliczenia i.... wakacje ! :D Tak, tak... cieszę się na koniec roku jak za starych dobrych czasów. Ot takie przedłużenie sobie młodości, do tego nigdy wcześniej nie przypuszczałam że nauka może sprawiać tyle przyjemności i satysfakcji. Żeby to człowiek rodził się od razu z rozumem 40-latka ... ech na pewno by więcej w życiu osiągał, a tak musi się na błędach uczyć i patrzyć jak jego dzieci powtarzają podobne błędy nie słuchając rad starszych. No ale cóż my też nie słuchaliśmy :D. Oj jakoś mi się filozoficznie zaczyna robić na blogu :D A ja przecież nie o tym chciałam. No to wracając do rzeczy, pomimo "zalatania" pomiędzy mężem, dzieckiem, domem, sprzątaniem, praniem, gotowaniem, pracą, nauką itd itp znalazłam chwilkę przyjemności. Kiedyś przeglądając internet znalazłam fajn