Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2011

Chwilowa przerwa :(

Piszę posta korzystając z okazji wizyty u mamy gdzie komputer ma łączność ze światem. W moim niestety po ostatniej burzy jaka miała miejsce 13-go lipca internet gdzieś sobie poszedł i do dzisiaj nie powrócił. I nie wiadomo kiedy będzie, bo piorun uderzył w nadajnik radiowy który przesyłał nam sygnał spalając przy tym połowę urządzeń w nadajnku. Dostawca internetu twierdzi że czeka na nowe części i wtedy go naprawi. Przynajmniej mam więcej czasu na nowe sutaszki, więc jak tylko będę mieć w końcu okazję to zasypię blog postami i fotkami moich nowych prac :)

Hieroglify w czerwieni ;D

Kolejny krok w ujarzmianiu sutaszu - wszywanie małych koralików. Miała być zawieszka "zachód słońca", ale że ja jak zawsze trzymając igłę w ręku niczego nie planuję tylko daję się prowadzić sutaszowi, to okazało się że sznurki jednak miały inną wizję :D. Jako skończona praca ma to w sobie coś trochę z zachodu słońca, ale zdecydowanie bardziej przypomina (przynajmniej mi się tak wydaje) egipski hieroglif. Stąd tym razem oprócz wiedźmy jako model do prezentacji posłużył mi również mój stary wysłużony Tutenhamon. Nawet mu do twarzy było w tym wisiorku, więc dorobiłam mu kolczyki - niech ma :D

Na co dzień

A tak mnie wzięło żeby w ramach ciągłego doszkalania się w utrzymywaniu sznurków w ryzach "wysutaszyć" coś skromniejszego, prostego, mniejszego, mniej strojnego i eleganckiego, takiego po prostu "na co dzień". Coś takiego co można założyć nawet do pracy w banku :D choć tam z tego co wiem to chyba nawet takie by nie przeszły. No i trzymając się ściśle wyznaczonego celu wydłubałam takie coś... :)

Perłowo sutaszowe tulipanki

No i ja skończyłam, a deszcz dalej pada. Chyba zaraz wezmę się za kolejne kolczyki, albo może teraz podnieść sobie poprzeczkę i spróbować bransoletkę ... ? Przy okazji sesji zdjęciowej okazało się że moja ukochana "kuchenna czarownica" świetnie sprawdza się dodatkowo jako modelka do biżuterii ;) Tak oto więc prezentuję co wydłubałam w pochmurne niedzielne popołudnie. Jakoś nie mogłam wymyślić dla nich nazwy - roboczo ochrzciłam je "perłowe tulipanki" bo tak jakby... sam ich kształt mi się z tulipanem skojarzył.

W oczekiwaniu na koraliki

Paskudna niedziela, a właściwie to nie niedziela tylko pogoda paskudna. Za oknami tak leje że mam ochotę zasłonić rolety, żeby sobie humoru nie psuć. Do tego niestety nowa dostawa koralików dotrze do mnie najwcześniej we wtorek, a mnie już tak bardzo chciało się coś "wysutaszyć" (hmmm... jest takie słowo ??) :D Zabrałam się więc za to co było w domu. Znalazłam jakąś drobnicę w perłowym kolorze i właśnie daję upust swojej wyobraźni :D Poniżej na to mały foto-dowód. Myślę że wieczorem zaprezentuję tą pracę już w całości ukończoną.